Londyn, 14 kwietnia 2015.
Kochany,
niektórzy
po pół roku znajomości biorą śluby, zakładają naprawdę szczęśliwe rodziny, ale
nie my. Nas los doświadczał w zupełnie inny sposób. Przed nami zostało
postawione ciężkie do wykonania zadanie, jednak... nie niemożliwe. To, co
zbudowaliśmy przez te pół roku, miało zostać sprawdzone pod względem trwałości
i wytrzymałości. Zostaliśmy wystawieni na próbę, którą naprawdę dzielnie
znosiliśmy, mimo że jeszcze w dzień wylotu naprawdę byłam gotowa ze wszystkiego
zrezygnować, musiałam tylko usłyszeć jedno Twoje słowo... jedno małe słówko z
Twoich ust, które kazałoby mi zostać. Ale niczego takiego nie powiedziałeś,
więc wsiadłam w ten pieprzony samolot i... poleciałam.
Z
początku nawet nie odczułam za bardzo tego, że jesteś tak daleko, że dzieli nas
1329 kilometrów. Ponad piętnaście godzin podróży samochodem! Co chwila
pisaliśmy do siebie SMS-y, wieczorami przynajmniej godzinę rozmawialiśmy na Skypie,
dzieliliśmy ze sobą każdą naszą chwilę, tak jak przed moim wylotem. Jedyną
różnicą było to, że nie mogłam się do Ciebie przytulić, gdy tego pragnęłam, czy
potrzebowałam... A tak często miałam chwile zwątpienia! Tak ciężko mi było być
tak daleko od wszystkiego, co znałam i kochałam... Ty jednak utwierdzałeś mnie
w przekonaniu, że dam sobie radę, bo jestem silna, a z każdym kolejnym dniem
jestem bliższa powrotu do domu. I miałeś rację – tak właśnie było. Dałam sobie
radę, sama, w obcym mieście, bez nikogo znajomego. Tyle tylko, że przez to
wszystko się zmieniło... Nasz kontakt słabł z dnia na dzień, z miesiąca na
miesiąc. Kiedy już zaaklimatyzowałam się w Marsylii, znalazłam tam znajomych,
zaczęłam żyć francuskim życiem i czerpać z tego, co otrzymałam dzięki tej
wymianie, miałam coraz mniej czasu dla Ciebie. Ty również w tym samym czasie
poświęciłeś się swojej pracy, a zarazem pasji. Chciałeś udowodnić trenerowi
swoją przydatność w drużynie, aby na wiosnę zająć miejsce w podstawowej
jedenastce. I ja to rozumiałam. W pełni Cię w tym wspierałam, jednak przez to
wszystko zaczęliśmy się mijać. Nie mieliśmy bowiem już dla siebie tyle czasu,
jak na początku. Łapałam się nawet na tym, że chciałam do Ciebie napisać, o
czymś Ci opowiedzieć, ale nie robiłam tego, bo bałam się, że będę Ci
przeszkadzać, się narzucać. Głupie, czyż nie? teraz to wiem... ale teraz jest
za późno. Ubolewam nad tym, ale już tego nie zmienię, mimo najszczerszych
chęci. Bo właśnie przez takie zachowania oddalaliśmy się od siebie.
Nie
to jednak sprawiło, że w siebie zwątpiliśmy. To jedynie nadwątliło nasze
wspólne zaufanie i wiarę w siebie...
Nie
wiem, czy wiesz wszystko. Tak właściwie to nie wiem, co wiesz, ba, czy
cokolwiek wiesz, dlaczego stało się tak, jak się stało. Nie wiem, kto i co Ci
powiedział. Czy ktoś Ci w ogóle cokolwiek wyjaśniał? Chcę Ci jednak powiedzieć
jedno – że nigdy, NIGDY!!!, nie przeszło mi przez myśl, aby Ciebie kimś
zastąpić. Aby Cię w jakikolwiek sposób zranić. Aby Cię zdradzić. Kiedy byłam
tam, w Marsylii, wciąż myślałam tylko o tym, aby jak najszybciej do Ciebie
wrócić, nawet gdy dobrze bawiłam się ze znajomymi z wymiany, czy gdy cieszyłam
się z moich sukcesów na uczelni. Nawet, gdy poinformowano mnie, że mogłabym
zostać tam na kolejne pół roku, nie przeszło mi przez myśl, by się na to
zgodzić. Nie musiałam się nad tym zastanawiać. Ba, nawet nie chciałam tego
robić, bo doskonale wiedziałam, czego chcę. Chciałam wrócić. Tylko i wyłącznie.
Wrócić do domu. Do Mariusza. Ale przede wszystkim do Ciebie. Bo Cię kochałam. Jak
nikogo innego.
Dzięki
temu też nie wierzyłam w nic, co do mnie docierało podczas pobytu we Francji. A
muszę Ci powiedzieć, że im dłużej przebywałam za granicą, tym więcej „życzliwych”
osób z naszego poznańskiego otoczenia się znajdowało, które co rusz informowały
mnie o Twoich wyjściach gdzieś, z kimś... Nie interesowało mnie to jednak, bo
Ci ufałam. Chyba nawet bardziej niż sobie samej. Nie będę Cię jednak okłamywać,
bo nie w tym celu piszę te listy – miałam momenty, kiedy na myśl przychodziły
mi pytania: a co jeśli to prawda?, co jeśli mój wyjazd jest Ci na rękę?, co
jeśli wrócę i okaże się, że w Twoim życiu nie ma już dla mnie miejsca? Każda
nasza kolejna rozmowa jednak rozwiewała te wątpliwości spowodowane samotnością.
Widziałam dobrze, że tęsknisz, że czekasz za mną i nie sądziłam, że byłbyś w
stanie tak dobrze udawać. Chcę też żebyś wiedział, że nigdy nie uwierzyłam w to,
co usłyszałam, czy przeczytałam na Twój temat, mimo że było to popierane „dowodami”
w postaci dość jednoznacznych i przekonujących zdjęć. Dla mnie jednak, dla tak
bardzo zakochanej dziewczyny w Tobie dziewczyny, one takie nie były. Pewnie
dziwisz się, że mimo tego, co dostawałam na maila, czy na telefon, nigdy nie
spytałam Ciebie o to, nigdy nie zrobiłam Ci z tego powodu jakiś wymówek, nigdy
nie chciałam tego wyjaśnić. Spytasz – dlaczego? Odpowiem Ci, że nie widziałam w
tym sensu. Poza tym musiałam się przekonać, jak jest naprawdę. Sama i na własne
oczy. Nie chciałam wierzyć w to, co inni widzieli lub chcieli zobaczyć. W
relacje ludzi, których tak naprawdę nie znałam zbyt dobrze. Chciałam wierzyć
Tobie, nikomu innemu. A do tego wiedziałam, że nawet gdyby coś było na rzeczy,
to i tak byś zaprzeczył. I nie mów, że tak by nie było. Nie chciałbyś mnie
zranić, zwłaszcza gdy byłam tak daleko.
Nie
mogę powiedzieć jednak, że to wszystko, co dostawałam, nie nadwątliło mojej
wiary w Ciebie. Nadwątliło i to bardzo. I może przez to właśnie wróciłam wcześniej,
w dniu ostatniego Waszego meczu w sezonie, mimo że miałam być w Poznaniu dokładnie
miesiąc później. Ale ja już nie mogłam wytrzymać, będąc tak daleko od domu.
Wariowałam tam powoli. Dlatego postanowiłam się ze wszystkim uwinąć jak
najprędzej i zrobić Ci niespodziankę. Miałam nadzieję, że się z niej ucieszysz
i że wszystko wróci do normy sprzed mojego wyjazdu. Myślałam, że nic się nie
zmieniło...
Tak
jednak nie było. A przynajmniej takie odniosłam wrażenie...
H.
Nieee wiem za dobrze, o co chodzi, ale na pewno o jakąś tajemniczą pannę, która wyniuchała, że X został chwilowo pozbawiony partnerki z powodu Erasmusa i teraz panna sobie używa, lansując się ze znanym piłkarzem u boku, a cały Poznań ma o czym gadać! Potęga mediów społecznościowych i w ogóle nowych mediów jest, jak widać, przeogromna, a co wrażliwszym jednostkom (vide: Honka) może niestrudzenie uprzykrzać życie. Podobnie niczym rzesza "życzliwych" znajomych, którzy najwyraźniej nigdy w świecie nie słyszeli ani o dobrym wychowaniu, ani o dyskrecji.
OdpowiedzUsuńProwansja może się schować, gdy człowiek przeżywa dramat miłosny. Echhhh.