środa, 17 grudnia 2014

jedenaście.



Londyn, 17 kwietnia 2015.


Najdroższy,
nie masz pojęcia, jak bardzo byłam szczęśliwa, że znów byłam w Poznaniu, w moim rodzinnym mieście. A już zwłaszcza dlatego, że z każdą kolejną minutą przybliżałam się do spotkania z Tobą. Spotkania, które miało mieć miejsce po tak długiej rozłące. Najchętniej to od razu po wyjściu z pociągu, jadącego z Warszawy do Poznania, pobiegłabym do Ciebie, by znów bezkarnie móc się wtulić w Ciebie, usłyszeć Twój głos i zobaczyć Twój uśmiech, jednak nie mogłam tego zrobić. Graliście mecz właśnie tego dnia, ostatni w tamtym sezonie i to jeszcze z Legią, w Warszawie. Poza tym Mariusz miał mi coś ważnego do powiedzenia, a ja musiałam go wysłuchać. Byłam mu to winna, w końcu w ciągu ostatnich miesięcy zostawiłam go ze wszystkim samego, do czego nie był przyzwyczajony. Poszliśmy więc do pubu, na piwo, by tam obejrzeć Wasz ostatni pojedynek w tamtym sezonie i by porozmawiać (choć – jak to w tak gwarnych miejscach bywa – nie było to łatwe). Pewnie gdybym na sto procent wiedziała, że zdążę na godzinę osiemnastą, oglądałabym to spotkanie z trybun przy Łazienkowskiej, co zawsze było moim marzeniem, jednak... tak się nie stało. Ale kiedy tylko minęły cztery godziny po tym, jak zabrzmiał ostatni gwizdek meczu, z którego dźwiękiem ostatni Wasz mecz tego sezonu przeszedł do historii, zerwałam się z miejsca z zamiarem ruszenia na Bułgarską, by „odebrać Cię”, gdy tylko wrócicie ze stolicy. Zatrzymałam się jednak na moment, nie chcąc urazić mojego brata, który do tej pory był jedynym tak ważnym mężczyzną w moim życiu i z którym miałam wciąż wiele spraw do wyjaśnienia, które nagromadziły się podczas mojej nieobecności, ale ten od razu pokiwał głową i powiedział z uśmiechem: No idź do niego, na co jeszcze czekasz? Wtedy już nic mnie nie trzymało.
Jechałam tramwajem, jakbym była uskrzydlona. W brzuchu fruwały mi motyle, w głowie miałam tylko jedną myśl, a z ust nie schodził mi uśmiech. Ludzie spoglądali na mnie dziwnie, ale nie przejmowałam się tym. Chyba jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak wtedy. Bo wreszcie wróciłam. I miałam do kogo! A za chwilę wszystko miało wrócić do normy. Wszystko miało być tak jak dawniej. Nadrobimy to, co straciliśmy w ciągu ostatnich miesięcy naszej rozłąki. Tyle czasu przecież jest jeszcze przed nami! A ja miałam Ci tyle do opowiedzenia. I zapewne o wiele więcej spraw do wysłuchania z Twoich ust. Ale było przed nami jeszcze tyle minut, które mieliśmy spędzić razem, tyle chwil do przeżycia, dlatego nie przejmowałam się niczym. Bo przecież mieliśmy całe życie przed sobą!
I nawet oczekiwanie, aż w końcu pojawi się tak dobrze znany wszystkim kibicom klubowy autokar na parkingu pod stadionem, jakoś specjalnie mi się nie dłużyło. Ze spokojem przemierzałam kolejne metry, wciąż będąc w pobliżu miejsca, w którym byłam pewna, że nie przeoczę Waszego przyjazdu. Znałam przecież Wasze zwyczaje, by wiedzieć dobrze, jak to wszystko wygląda. Do tego pod stadionem kręciły się też inne, znane mi twarze, ukochanych Twoich kolegów, które również czekały aż wrócicie – byłam więc pewna, że niczego nie przeoczyłam. Widziałam też, że ów dziewczyny spoglądały na mnie ukradkiem, rozmawiając ze sobą zduszonymi głosami, ale nie zastanawiałam się, dlaczego mają takie marsowe miny na mój widok. Może były zaskoczone tym, że już wróciłam? W końcu oprócz Mariusz nikt o tym nie wiedział... Nie podeszłam jednak do nich, by się przywitać, bo nie znałam ich na tyle, by umieć z nimi tak beztrosko rozmawiać. Poza tym interesował mnie w tej chwili tylko Twój powrót. I pewnie dlatego nie zastanawiałam się nad tym, dlaczego wszystkie spoglądają na mnie ze współczuciem.
Zrozumiałam wszystko, gdy w końcu Wasz autokar wjechał na teren stadionu, a Wy zaczęliście wychodzić z niego niczym niebiesko-biała fala uderzeniowa. Z początku nie potrafiłam Cię dostrzec wśród tej wesołej kompanii, jednak po chwili ujrzałam Twoją posturę wśród reszty, uwijających się jak w ukropie w poszukiwaniu swojego bagażu, zapewne chcąc jak najszybciej znaleźć się w domowych zaciszu, choćby na ten moment przed wielkim wyjściem w miasto. Wszyscy, mimo zmęczenia, byliście w pozytywnych nastrojach, pewnie już ustalaliście miejsce, w którym będziecie świętować dzisiejszej nocy. A było co! Kolejne wicemistrzostwo Kolejorza! Szczerze, to mnie obojętna była miejscówka, najważniejsze, abyś był wtedy obok, dlatego ruszyłam z werwą w Waszą stronę, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy Tobie i krzyknąć NIESPODZIANKA! wprost do Twojego ucha, by później móc zobaczyć Twoją minę i rozkoszować się nią, jednocześnie tonąc w Twoich ramionach, czego mi tak bardzo brakowało przez ostatnie miesiące. Coś jednak sprawiło, że zatrzymałam się wpół kroku i do Was nie dołączyłam. Coś, czego się nie spodziewałam i co ugodziło mnie prosto w moje zakochane serce. Zobaczyłam Twoją byłą dziewczynę. Poznałam ją, bo opowiadałeś mi kiedyś o niej, a od czasu, w którym byliście razem, nie zmieniła się zbyt wiele. Najgorsze dla mnie jednak było to, że ona... uwiesiła Ci się na szyi! A Ty ją objąłeś. Bez wahania, bez jakiegokolwiek zaskoczenia. Tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Jakby Cię nie zdradziła z Waszym wspólnym znajomym. Jakbyście nigdy się nie rozstali. Jakby mnie nie było. Obraz momentalnie zamazał mi się przez łzy, które nawet nie wiem kiedy napłynęły mi do oczu. Od razu obróciłam się na pięcie, bo tylko tyle byłam w stanie zrobić, i uciekłam stamtąd, nie chcąc niczego widzieć. Zapłakana wsiadłam do pierwszego nadjeżdżającego autobusu, mimo że ktoś uparcie mnie gonił, wołając mnie po imieniu. Ale ja nie chciałam nikogo widzieć, kto patrzyłby na mnie współczująco, kto próbowałby mnie teraz pocieszać. Nie chciałam słyszeć, jak wam wszystkim jest przykro, że tak się stało, że dowiedziałam się o tym w taki sposób albo – co gorsza – że to moja wina, bo w końcu to ja wyjechałam i Cię zostawiłam. Samego, na pastwę Twojej byłej. I nawet nie wiem, w jaki sposób wylądowałam nad Wartą, w miejscu, w którym tak często przesiadywaliśmy... Siedziałam tam całą noc i katowałam się Waszym widokiem, który wciąż miałam przed oczami. Nawet natrętne komary mi nie przeszkadzały, bo moje życie legło w gruzach – a przynajmniej wtedy tak myślałam.
Nie wiedziałam jednak tego, co czekało na mnie kilka miesięcy później, czego miałam się dowiedzieć... Ale o tym później. Nie będę zaburzać czasoprzestrzeni.
Teraz – z perspektywy czasu – wiem jedno. Gdyby nie te wszystkie maile od „życzliwych nam osób”, wtedy postąpiłabym zupełnie inaczej. Kochałam Cię tak mocno i wierzyłam Ci tak bardzo, że pewnie nic bym sobie nie zrobiła z tego, co wtedy ujrzałam. To Ty mnie zmieniłeś i zapewne bym nie stchórzyła, jak to zawsze robiłam przed dniem, w którym Cię poznałam, tylko podeszłabym do Was i jak gdyby nigdy nic krzyknęła: Niespodzianka!, będąc ciekawa Twojej reakcji. Odstawiłabym teatrzyk. A potem, już na osobności, o wszystkim bym z Tobą porozmawiała. O całej tej sytuacji... wszystko byśmy sobie wyjaśnili i może teraz wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Może wciąż byłabym z Tobą? Może wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej? Lepiej?
Można jednak gdybać, ale stało się tak, jak się stało, a kolejne decyzje zostały podjęte przeze mnie w zatrważająco szybkim tempie, na emocjach mną targających. Cała ta misternie uknuta intryga przyniosła pożądany skutek. Trzy dni zostałam licencjonowaną polonistką, choć nawet nie pamiętam, jak ja w ogóle to zrobiłam w tym stanie psychicznym, w którym się wtedy znajdowałam... A tydzień później spakowałam się i wraz z Mariuszem poleciałam do Londynu, gdzie ten miał od przyszłego sezonu grać (do tej pory to robi i jest w tym coraz lepszy, co mnie naprawdę cieszy, bo wiem, że nasze poświęcenia w życiu były po coś, a on sobie beze mnie poradzi). Właśnie to też Ci chciałam tamtego wieczoru powiedzieć – że mój młodszy brat został dostrzeżony i że to on mnie teraz opuszcza, ale już zdecydowanie na dłużej niż ja jego. Wszystko jednak stało się na opak przez jedno nieporozumienie. Przez to, co zobaczyłam, przerwałam studia, wzięłam dziekankę i wyjechałam, byle by być jak najdalej od miejsc, które tak bardzo kojarzyły mi się z Tobą. By zapomnieć o wszystkim i na nowo nauczyć się żyć, tak, jakbym Cię nigdy nie spotkała. Chciałam Cię znienawidzić, naprawdę. Chciałam zrobić wszystko, abyś żałował, że wybrałeś ją, a nie mnie. Żebyś żałował, że mnie straciłeś. Nie potrafiłam jednak tego zrobić. Wciąż Cię kochałam, mimo że tak bardzo mnie zraniłeś (a przynajmniej wtedy tak myślałam). I nienawidziłam siebie za to, że nie umiem przestać... że moja miłość do Ciebie jest tak silna...
Młody martwił się o mnie, bo przez to, co się stało, zmieniłam się nie do poznania. Wyglądałam zupełnie inaczej niż zwykle. Zamknęłam się w sobie bardziej niż kiedykolwiek. Nie rozumiał niczego. Nie wiedział w końcu niczego poza tym, że Nas już nie ma. I że nigdy nie będzie. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało. Co się stało?, pytał mnie co chwila, ale ja nie byłam w nastroju, by udzielać mu odpowiedzi. Ignorowałam połączenia od wszystkich Twoich znajomych, nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie miałam zamiaru słuchać głupich wyjaśnień, usprawiedliwień, czegoś, co i tak niczego nie zmieni. Ale wiesz, co najbardziej mnie bolało? Że Ty nie próbowałeś się ze mną skontaktować. Że ani razu nie zadzwoniłeś, nie przyszedłeś pod nasze mieszkanie, nie zainteresowałeś się, co się stało. Potraktowałeś mnie tak, jakbym dla Ciebie nic nie znaczyła. Jakby to, co się wydarzyło, było Ci na rękę. Nie rozumiałam tego. Miałam kompletny mętlik w głowie. Wszystko więc dopasowałam do tego, co zobaczyłam.
Prawda była jednak zupełnie inna. Dowiedziałam się o tym jednak trochę później. Niestety, zdecydowanie za późno...


Honorata

2 komentarze:

  1. No to mnie teraz zaskoczylas. Tym wszystkim.
    Moze Honorata wziela to sobie za bardzo do siebie. Moze oni zostali przyjaciolmi (nie wiem czemu mnie to smieszy jak sie pary rozstaja) ale dzialala zbyt gwaltownie.
    I do tego dochodzi dziwne przeswiadczenie ze konczysz OW.
    pozdrawiam
    PS. Wybacz brak znakow ale uzywam telefonu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawia mnie, dlaczego Honorka nie próbowała wyjaśnić nieporozumienia, dlaczego nie zdecydowała się powiedzieć B, skoro powiedziała już A i przyjechała z południa Francji do stolicy Wielkopolski? Dlaczego, dlaczego stchórzyła? Jej bierna, ofensywna postawa nieco mnie zdumiała, zwłaszcza, że dziewczyna zdawała się ostatnio pewniejsza siebie. Szczególnie po podjęciu decyzji o powrocie do ojczyzny! Jakoś mniej jestem zła na X niż na główną bohaterkę, choć oczywiście wiodąca postać męska również swoje ma za uszami.. Mimo wszystko moja złość skupia się po przeczytaniu tego listu właśnie na Honoracie. Rację ma dziewczyna stwierdzając, że gdyby nie późniejsza rejterada do Londynu większość spraw mogłaby potoczyć się inaczej... Cóż, o tym już się nie przekonamy, niestety.
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    PS Wybacz, że tak opornie idzie mi nadrabianie u Ciebie zaległości, ale przez wirusowe zapalenie gardła nie mogę wykrzesać z siebie siły na regularne czytanie blogów. Wiem, słabe wytłumaczenie. :> Pff.

    OdpowiedzUsuń