Londyn, 17 kwietnia 2015.
Najdroższy,
nie
masz pojęcia, jak bardzo byłam szczęśliwa, że znów byłam w Poznaniu, w moim
rodzinnym mieście. A już zwłaszcza dlatego, że z każdą kolejną minutą
przybliżałam się do spotkania z Tobą. Spotkania, które miało mieć miejsce po
tak długiej rozłące. Najchętniej to od razu po wyjściu z pociągu, jadącego z
Warszawy do Poznania, pobiegłabym do Ciebie, by znów bezkarnie móc się wtulić w
Ciebie, usłyszeć Twój głos i zobaczyć Twój uśmiech, jednak nie mogłam tego
zrobić. Graliście mecz właśnie tego dnia, ostatni w tamtym sezonie i to jeszcze
z Legią, w Warszawie. Poza tym Mariusz miał mi coś ważnego do powiedzenia, a ja
musiałam go wysłuchać. Byłam mu to winna, w końcu w ciągu ostatnich miesięcy
zostawiłam go ze wszystkim samego, do czego nie był przyzwyczajony. Poszliśmy
więc do pubu, na piwo, by tam obejrzeć Wasz ostatni pojedynek w tamtym sezonie
i by porozmawiać (choć – jak to w tak gwarnych miejscach bywa – nie było to
łatwe). Pewnie gdybym na sto procent wiedziała, że zdążę na godzinę osiemnastą,
oglądałabym to spotkanie z trybun przy Łazienkowskiej, co zawsze było moim
marzeniem, jednak... tak się nie stało. Ale kiedy tylko minęły cztery godziny
po tym, jak zabrzmiał ostatni gwizdek meczu, z którego dźwiękiem ostatni Wasz mecz
tego sezonu przeszedł do historii, zerwałam się z miejsca z zamiarem ruszenia na
Bułgarską, by „odebrać Cię”, gdy tylko wrócicie ze stolicy. Zatrzymałam się
jednak na moment, nie chcąc urazić mojego brata, który do tej pory był jedynym
tak ważnym mężczyzną w moim życiu i z którym miałam wciąż wiele spraw do
wyjaśnienia, które nagromadziły się podczas mojej nieobecności, ale ten od razu
pokiwał głową i powiedział z uśmiechem: No idź do niego, na co
jeszcze czekasz? Wtedy już nic mnie nie
trzymało.
Jechałam
tramwajem, jakbym była uskrzydlona. W brzuchu fruwały mi motyle, w głowie
miałam tylko jedną myśl, a z ust nie schodził mi uśmiech. Ludzie spoglądali na
mnie dziwnie, ale nie przejmowałam się tym. Chyba jeszcze nigdy nie byłam taka
szczęśliwa jak wtedy. Bo wreszcie wróciłam. I miałam do kogo! A za chwilę
wszystko miało wrócić do normy. Wszystko miało być tak jak dawniej. Nadrobimy
to, co straciliśmy w ciągu ostatnich miesięcy naszej rozłąki. Tyle czasu
przecież jest jeszcze przed nami! A ja miałam Ci tyle do opowiedzenia. I
zapewne o wiele więcej spraw do wysłuchania z Twoich ust. Ale było przed nami
jeszcze tyle minut, które mieliśmy spędzić razem, tyle chwil do przeżycia,
dlatego nie przejmowałam się niczym. Bo przecież mieliśmy całe życie przed
sobą!
I
nawet oczekiwanie, aż w końcu pojawi się tak dobrze znany wszystkim kibicom
klubowy autokar na parkingu pod stadionem, jakoś specjalnie mi się nie dłużyło.
Ze spokojem przemierzałam kolejne metry, wciąż będąc w pobliżu miejsca, w
którym byłam pewna, że nie przeoczę Waszego przyjazdu. Znałam przecież Wasze
zwyczaje, by wiedzieć dobrze, jak to wszystko wygląda. Do tego pod stadionem
kręciły się też inne, znane mi twarze, ukochanych Twoich kolegów, które również
czekały aż wrócicie – byłam więc pewna, że niczego nie przeoczyłam. Widziałam
też, że ów dziewczyny spoglądały na mnie ukradkiem, rozmawiając ze sobą
zduszonymi głosami, ale nie zastanawiałam się, dlaczego mają takie marsowe miny
na mój widok. Może były zaskoczone tym, że już wróciłam? W końcu oprócz Mariusz
nikt o tym nie wiedział... Nie podeszłam jednak do nich, by się przywitać, bo
nie znałam ich na tyle, by umieć z nimi tak beztrosko rozmawiać. Poza tym
interesował mnie w tej chwili tylko Twój powrót. I pewnie dlatego nie
zastanawiałam się nad tym, dlaczego wszystkie spoglądają na mnie ze
współczuciem.
Zrozumiałam
wszystko, gdy w końcu Wasz autokar wjechał na teren stadionu, a Wy zaczęliście
wychodzić z niego niczym niebiesko-biała fala uderzeniowa. Z początku nie
potrafiłam Cię dostrzec wśród tej wesołej kompanii, jednak po chwili ujrzałam
Twoją posturę wśród reszty, uwijających się jak w ukropie w poszukiwaniu
swojego bagażu, zapewne chcąc jak najszybciej znaleźć się w domowych zaciszu,
choćby na ten moment przed wielkim wyjściem w miasto. Wszyscy, mimo zmęczenia,
byliście w pozytywnych nastrojach, pewnie już ustalaliście miejsce, w którym
będziecie świętować dzisiejszej nocy. A było co! Kolejne wicemistrzostwo
Kolejorza! Szczerze, to mnie obojętna była miejscówka, najważniejsze, abyś był wtedy
obok, dlatego ruszyłam z werwą w Waszą stronę, chcąc jak najszybciej znaleźć
się przy Tobie i krzyknąć NIESPODZIANKA! wprost do Twojego ucha, by później móc zobaczyć Twoją minę i rozkoszować
się nią, jednocześnie tonąc w Twoich ramionach, czego mi tak bardzo brakowało
przez ostatnie miesiące. Coś jednak sprawiło, że zatrzymałam się wpół kroku i
do Was nie dołączyłam. Coś, czego się nie spodziewałam i co ugodziło mnie
prosto w moje zakochane serce. Zobaczyłam Twoją byłą dziewczynę. Poznałam ją,
bo opowiadałeś mi kiedyś o niej, a od czasu, w którym byliście razem, nie
zmieniła się zbyt wiele. Najgorsze dla mnie jednak było to, że ona... uwiesiła
Ci się na szyi! A Ty ją objąłeś. Bez wahania, bez jakiegokolwiek zaskoczenia.
Tak, jak gdyby nigdy nic się nie wydarzyło. Jakby Cię nie zdradziła z Waszym
wspólnym znajomym. Jakbyście nigdy się nie rozstali. Jakby mnie nie było. Obraz
momentalnie zamazał mi się przez łzy, które nawet nie wiem kiedy napłynęły mi
do oczu. Od razu obróciłam się na pięcie, bo tylko tyle byłam w stanie zrobić,
i uciekłam stamtąd, nie chcąc niczego widzieć. Zapłakana wsiadłam do pierwszego
nadjeżdżającego autobusu, mimo że ktoś uparcie mnie gonił, wołając mnie po
imieniu. Ale ja nie chciałam nikogo widzieć, kto patrzyłby na mnie współczująco,
kto próbowałby mnie teraz pocieszać. Nie chciałam słyszeć, jak wam wszystkim
jest przykro, że tak się stało, że dowiedziałam się o tym w taki sposób albo –
co gorsza – że to moja wina, bo w końcu to ja wyjechałam i Cię zostawiłam.
Samego, na pastwę Twojej byłej. I nawet nie wiem, w jaki sposób wylądowałam nad
Wartą, w miejscu, w którym tak często przesiadywaliśmy... Siedziałam tam całą
noc i katowałam się Waszym widokiem, który wciąż miałam przed oczami. Nawet natrętne
komary mi nie przeszkadzały, bo moje życie legło w gruzach – a przynajmniej
wtedy tak myślałam.
Nie
wiedziałam jednak tego, co czekało na mnie kilka miesięcy później, czego miałam
się dowiedzieć... Ale o tym później. Nie będę zaburzać czasoprzestrzeni.
Teraz
– z perspektywy czasu – wiem jedno. Gdyby nie te wszystkie maile od „życzliwych
nam osób”, wtedy postąpiłabym zupełnie inaczej. Kochałam Cię tak mocno i
wierzyłam Ci tak bardzo, że pewnie nic bym sobie nie zrobiła z tego, co wtedy
ujrzałam. To Ty mnie zmieniłeś i zapewne bym nie stchórzyła, jak to zawsze
robiłam przed dniem, w którym Cię poznałam, tylko podeszłabym do Was i jak
gdyby nigdy nic krzyknęła: Niespodzianka!, będąc ciekawa Twojej reakcji. Odstawiłabym teatrzyk. A potem, już na
osobności, o wszystkim bym z Tobą porozmawiała. O całej tej sytuacji...
wszystko byśmy sobie wyjaśnili i może teraz wszystko wyglądałoby zupełnie
inaczej. Może wciąż byłabym z Tobą? Może wszystko potoczyłoby się zupełnie
inaczej? Lepiej?
Można
jednak gdybać, ale stało się tak, jak się stało, a kolejne decyzje zostały
podjęte przeze mnie w zatrważająco szybkim tempie, na emocjach mną targających.
Cała ta misternie uknuta intryga przyniosła pożądany skutek. Trzy dni zostałam
licencjonowaną polonistką, choć nawet nie pamiętam, jak ja w ogóle to zrobiłam
w tym stanie psychicznym, w którym się wtedy znajdowałam... A tydzień później
spakowałam się i wraz z Mariuszem poleciałam do Londynu, gdzie ten miał od
przyszłego sezonu grać (do tej pory to robi i jest w tym coraz lepszy, co mnie
naprawdę cieszy, bo wiem, że nasze poświęcenia w życiu były po coś, a on sobie
beze mnie poradzi). Właśnie to też Ci chciałam tamtego wieczoru powiedzieć – że
mój młodszy brat został dostrzeżony i że to on mnie teraz opuszcza, ale już
zdecydowanie na dłużej niż ja jego. Wszystko jednak stało się na opak przez
jedno nieporozumienie. Przez to, co zobaczyłam, przerwałam studia, wzięłam
dziekankę i wyjechałam, byle by być jak najdalej od miejsc, które tak bardzo
kojarzyły mi się z Tobą. By zapomnieć o wszystkim i na nowo nauczyć się żyć,
tak, jakbym Cię nigdy nie spotkała. Chciałam Cię znienawidzić, naprawdę.
Chciałam zrobić wszystko, abyś żałował, że wybrałeś ją, a nie mnie. Żebyś żałował,
że mnie straciłeś. Nie potrafiłam jednak tego zrobić. Wciąż Cię kochałam, mimo
że tak bardzo mnie zraniłeś (a przynajmniej wtedy tak myślałam). I
nienawidziłam siebie za to, że nie umiem przestać... że moja miłość do Ciebie
jest tak silna...
Młody
martwił się o mnie, bo przez to, co się stało, zmieniłam się nie do poznania.
Wyglądałam zupełnie inaczej niż zwykle. Zamknęłam się w sobie bardziej niż
kiedykolwiek. Nie rozumiał niczego. Nie wiedział w końcu niczego poza tym, że
Nas już nie ma. I że nigdy nie będzie. Nie miał pojęcia, dlaczego tak się
stało. Co się stało?,
pytał mnie co chwila, ale ja nie byłam w nastroju, by udzielać mu odpowiedzi.
Ignorowałam połączenia od wszystkich Twoich znajomych, nie chciałam z nikim
rozmawiać. Nie miałam zamiaru słuchać głupich wyjaśnień, usprawiedliwień,
czegoś, co i tak niczego nie zmieni. Ale wiesz, co najbardziej mnie bolało? Że
Ty nie próbowałeś się ze mną skontaktować. Że ani razu nie zadzwoniłeś, nie
przyszedłeś pod nasze mieszkanie, nie zainteresowałeś się, co się stało.
Potraktowałeś mnie tak, jakbym dla Ciebie nic nie znaczyła. Jakby to, co się
wydarzyło, było Ci na rękę. Nie rozumiałam tego. Miałam kompletny mętlik w
głowie. Wszystko więc dopasowałam do tego, co zobaczyłam.
Prawda
była jednak zupełnie inna. Dowiedziałam się o tym jednak trochę później.
Niestety, zdecydowanie za późno...
Honorata
No to mnie teraz zaskoczylas. Tym wszystkim.
OdpowiedzUsuńMoze Honorata wziela to sobie za bardzo do siebie. Moze oni zostali przyjaciolmi (nie wiem czemu mnie to smieszy jak sie pary rozstaja) ale dzialala zbyt gwaltownie.
I do tego dochodzi dziwne przeswiadczenie ze konczysz OW.
pozdrawiam
PS. Wybacz brak znakow ale uzywam telefonu :)
Zastanawia mnie, dlaczego Honorka nie próbowała wyjaśnić nieporozumienia, dlaczego nie zdecydowała się powiedzieć B, skoro powiedziała już A i przyjechała z południa Francji do stolicy Wielkopolski? Dlaczego, dlaczego stchórzyła? Jej bierna, ofensywna postawa nieco mnie zdumiała, zwłaszcza, że dziewczyna zdawała się ostatnio pewniejsza siebie. Szczególnie po podjęciu decyzji o powrocie do ojczyzny! Jakoś mniej jestem zła na X niż na główną bohaterkę, choć oczywiście wiodąca postać męska również swoje ma za uszami.. Mimo wszystko moja złość skupia się po przeczytaniu tego listu właśnie na Honoracie. Rację ma dziewczyna stwierdzając, że gdyby nie późniejsza rejterada do Londynu większość spraw mogłaby potoczyć się inaczej... Cóż, o tym już się nie przekonamy, niestety.
OdpowiedzUsuńpozdrowienia! cmok! cmok! ;D
PS Wybacz, że tak opornie idzie mi nadrabianie u Ciebie zaległości, ale przez wirusowe zapalenie gardła nie mogę wykrzesać z siebie siły na regularne czytanie blogów. Wiem, słabe wytłumaczenie. :> Pff.