Londyn, 21 kwietnia 2015.
Kochany,
życie
w nowym mieście zupełnie mnie nie cieszyło. Nic mnie nie cieszyło. Moje życie
nie miało już sensu. Bez Ciebie. Do tego nie czułam się dobrze. Myślałam, że
czas uleczy rany. Łudziłam się, że z każdym następnym dniem będzie lepiej. Przecież
tak musi być i w końcu uśmiechnę się na widok tak rzadko pojawiającego się w stolicy
Wielkiej Brytanii słońca, szczerze zainteresuje mnie to, co opowiada mi Mariusz
po powrocie z kolejnego treningu w nowym klubie i nowym towarzystwie albo znajdę
sobie jakieś zajęcie, dzięki któremu nie będę o Tobie myśleć. Tak się jednak
nie działo. Mariusz niepokoił się o mnie coraz bardziej, nawet do tego stopnia,
że zmusił mnie do zrobienia sobie badań kontrolnych. Poszłam tam, wiesz, tak
dla świętego spokoju, żeby nie truł mi już więcej tyłka, mimo że było to tylko
zwykłe osłabienie, byłam tego pewna, w końcu przez ostatnie dnie stale płakałam
i rozpamiętywałam to, co się stało...
Ignorowałam
połączenia od Ciebie. Każdą wiadomość kasowałam zaraz po tym, gdy tylko widziałam
Twoje imię wyświetlające mi się jako nadawca. Nie chciałam Cię znać. Nie potrafiłam
czytać Twoich usprawiedliwień. To za bardzo bolało. Jedyne, czego pragnęłam, to
to, abyś dał mi wreszcie spokój. Abym zapomniała. Do tego nie rozumiałam,
dlaczego tak bardzo zmieniło się Twoje nastawienie. Dlaczego tak nagle się
zainteresowałeś tym, co się ze mną dzieje? Dlaczego musiał minąć ponad tydzień
ciszy, byś się odezwał? Czyżbyś jednak stwierdził, że podjąłeś złą decyzję? Niestety,
na to było już za późno, mnie nie było w kraju. Do tego myślałam o Tobie
najgorzej jak mogłam. Przepraszam Cię za to. Najmocniej jak umiem. Teraz wiem,
że to nie tak. Postąpiłam jak głupia, urażona smarkula, nie dając Ci niczego
wyjaśnić. Żałuję tego. Bardzo. Gdybym nie uniosła się dumą, teraz wszystko
wyglądałoby inaczej...
Zapytasz,
w jaki sposób się dowiedziałam, jaka była prawda. Otóż pewnego dnia wśród
sterty reklam, ofert i SPAM-u odnalazłam na skrzynce mailowej wiadomość z
zupełnie innego adresu niż ten, z którego przychodziły do mnie do tej pory e-maile
od Ciebie. Było tam wszystko wyjaśnione. Od A do Z. Cały plan, jak nas
rozdzielić. Staliśmy się marionetkami w grze ludzi, których uznawaliśmy za naszych
dobrych znajomych, a może nawet i przyjaciół. Ja miałam myśleć, że Ty wróciłeś
do swojej byłej, Ty – że znalazłam sobie kogoś w Marsylii i Cię dla niego zostawiłam.
Spytasz, dlaczego więc się nie odezwałam, gdy już poznałam całą prawdę? Dlaczego
nie próbowałam naprawić tego, co innym udało się zepsuć, skoro wciąż tak mi na
Tobie zależy? Skoro wciąż Cię kocham... Tyle tylko, że ja próbowałam, naprawdę.
Wierz mi. Miałam już nawet kupiony bilet do domu. Z bijącym sercem czekałam na
wylot, na dzień, w którym się z Tobą spotkam i przeproszę Cię za to, że
postąpiłam tak pochopnie, że zniknęłam nic Ci nie wyjaśniając, że naraziłam Cię
na domysły, że tak Cię zraniłam, że nie pozwoliłam Ci niczego wyjaśnić, że w
Ciebie zwątpiłam, że zniszczyłam to, co nas łączyło... Miałam nadzieję, że mi
wybaczysz. Nie liczyłam na to, że wszystko wróci do normy sprzed mojego wyjazdu,
ale miałam nadzieję, że przynajmniej uda nam się wszystko sobie wyjaśnić i
jakoś poukładać w głowach tę sytuację. I podjąć jedną, wspólną decyzję.
Konsensus.
Wszystko
jednak poszło zupełnie nie tak, jak to sobie umyśliłam. Po raz kolejny. Dzień
przed wylotem wszystko się posypało. Zostałam wezwana pilnie do szpitala po
wyniki moich badań, do których kilka dni wcześniej zmusił mnie Mariusz. Nawet o
nich zapomniałam, jeśli mam być z Tobą szczera... Poszłam je więc odebrać, bo
gdzieś tam w środku wierzyłam, że już nie będę miała ku temu okazji, bo zostanę
z Tobą, w Poznaniu, gdzie wszystko wróci do normy. Niestety, zostałam zupełnie
gdzie indziej... Tak, kochany, leżę tu – w szpitalu w Londynie, który w
ostatnim czasie stał się dla mnie domem – już dziewiąty miesiąc. Mam białaczkę
w bardzo zaawansowanym stadium. Z przerzutami. Zostało mi już naprawdę mało
czasu, doskonale zdaję sobie z tego sprawę, dlatego tak bardzo spieszę się z wyjaśnieniem
Ci wszystkiego, co się wtedy wydarzyło. Dlatego też omijam niektóre wątki i tak
bardzo skracam opowiadanie naszej historii. Bo chcę, być wiedział wszystko i
nie musiał się domyślać, co było dalej, gdy z przyczyn naturalnych przerwę w
połowie. Chcę byś mógł zamknąć ten rozdział ze mną w roli głównej i żyć dalej.
Bo tak właśnie powinieneś postąpić po mojej śmierci.
Zapytasz,
dlaczego nie zadzwoniłam, by powiedzieć Ci, jak ma się sytuacja. Odpowiem
pytaniem: po co miałam to robić? Po to, byś się nade mną litował? Byś mi
współczuł? Byś poczuwał się do odpowiedzialności? Żebyś postąpił honorowo i
zajmował się biedną „choruszką”, bo tak wypada? Wiedziałam, że tak właśnie byś
zrobił, a to nie miało najmniejszego sensu. Chciałam walczyć sama. I walczyłam.
Naprawdę. Wierz mi. Starałam się jak mogłam, byle by kiedyś móc jako zdrowa
osoba stanąć oko w oko z Tobą i opowiedzieć Ci, jak było naprawdę. By Ci
wszystko wyjaśnić nie na papierze czy przez telefon, a podczas spotkania. By móc
jeszcze choć raz usiąść na trybunach stadionu przy Bułgarskiej i zobaczyć, jak
gryziesz trawę dla poznańskiego klubu, klubu, którego oboje tak kochamy. Teraz
jednak wiem już, że moja walka z wiatrakami nie ma najmniejszego sensu. Dlatego
do Ciebie piszę. Byś wiedział wszystko. Byś mógł żyć, nie zastanawiając się,
jak było naprawdę z nami. Byś miał jasną sytuację i nie musiał się niczego
domyślać. Do tego chcę pozamykać wszystkie sprawy. By móc odejść z tego świata
spokojną.
Poza
tym pisanie do Ciebie mi pomaga. Pozwala poukładać sobie wszystko w głowie (a
musisz wiedzieć, że jest tam naprawdę sporo przeróżnych myśli), a przy okazji
ukoić mi mój ból psychiczny. Bo nikogo już nie dziwi, że krzyczę, gdy mnie
boli, że zaciskam pięści i zęby z bólu, a łzy ciekną mi wtedy strumieniami po
polikach. To normalne w moim aktualnym stanie. To jednak nic przy tym, co mam w
środku. W moich już nie najlepszych organach jest też i serce, które boli mnie
o wiele bardziej niż ciało, bo postąpiłam podle, nie wierząc w Ciebie i w Twoją
miłość do mnie. Przepraszam Cię za to. Najmocniej, jak tylko mogę. Wybacz mi.
Proszę. Wybacz, że zwątpiłam. Nie powinnam była.
Chcę,
żebyś wiedział, że niczego nie żałuję. Tego, że Cię poznałam. Że się w Tobie
zakochałam. To było najlepsze, co mi się przydarzyło. Wyjazdu do Marsylii też
nie żałuję, bo pokazał mi on, jak mocno się kochaliśmy i jak wiele byłoby przed
nami, jak wiele umielibyśmy pokonać, gdyby nie moja choroba. A tym bardziej nie
żałuję chwil spędzonych z Tobą, całego mojego życia. Mimo tego, że było
krótkie, to dzięki Tobie było najpiękniejsze z możliwych. Dziękuję Ci za to
najmocniej, jak tylko umiem.
Wiedz
też, że życzę Ci jak najlepiej. Ułóż sobie życie, bierz z niego pełnymi
garściami, bo nigdy nie wiadomo, kiedy nadejdzie jego kres. Nie bój się
podejmować ryzyka. Graj na najwyższych obrotach i nie zapominaj o tym, co jest
dla Ciebie najważniejsze. Żyj tak, abyś odchodził z tego świata szczęśliwym. A
ja obiecuję Ci, że będę Ci pomagać. Będę nad Tobą czuwać, tam, gdzie już
niedługo trafię. Będę Cię wspierać, jak zawsze, tak jakbym wciąż była przy
Tobie. Nigdy Cię nie opuszczę. Zawsze będę Cię kochać, bo dla mnie jesteś Tym
Jedynym, którego pokochałam na całe życie...
Dość
krótkie życie...
Na zawsze twoja,
Honorata.
Dopisek z 30
kwietnia 2015.
A
może dobrze się stało, że wtedy Cię z nią zobaczyłam i wyjechałam? Przynajmniej
oszczędziłam Ci widoku mojej osoby wyniszczonej przez chorobę. Chudej, bladej,
z zapadniętymi oczami, wyglądającej jak chodząca śmierć. Choć ostatnio tylko
leżę, ale tak się mówi. Chodząca.
Przynajmniej
zapamiętasz mnie taką, jaką byłam naprawdę za życia. Zdrową. Z zaróżowionymi
policzkami. Uśmiechającą się na Twój widok. Kochającą Cię całym sercem.
Tak,
tak jest zdecydowanie lepiej. Dla Ciebie.
Żegnaj,
kochanie...
I pamiętaj, że Cię kocham,
zawsze Cię kochałam
i kochać będę.
I pamiętaj, że Cię kocham,
zawsze Cię kochałam
i kochać będę.
H.
Nie tak to sie miało skończyć! Gratuluje Ci, wbiłaś mi gwoździa
OdpowiedzUsuńBrak mi pomysłu na rozsądny komentarz. SERIO. Mam napisać, że mi przykro, że jestem pełna żalu i współczucia wobec Honoraty, że jestem wciąż na nią zła, ale już jakby mniej, bo w perspektywie życia z nowotworem nie umiem oceniać jej tak surowo jak wcześniej? Mam napisać, że X postąpił niewłaściwie, bo powinien był przyjechać do Honoraty, dowiedzieć się za wszelką cenę, w jakim szpitalu się leczy, jaki dokładnie jest jej stan, a później powinien z nią porozmawiać szczerze i długo? I powinien przy niej być choć przez chwilę, żeby pamięć minionej miłości (minionej ze strony X) choć nieco osłodziła Honoracie potyczki z rakiem?
OdpowiedzUsuńA, guzik. Nie napiszę nic z tego. Może jedynie: nie tego się spodziewałam. SERIO.
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D