LONDYN,
01.05.2015.
Szymon,
pewnie
dziwi Cię to wszystko. Ta paczka i to, co jest w środku. I w ogóle. Pewnie
zastanawiasz się, o co chodzi? Już wyjaśniam. Honorata nie chciała, abyś to
dostał, abyś wiedział, ale ja muszę... nie umiem inaczej. Honda, co prawda,
miała dni, w których była bliska zgodzenia się na to, abym poinformował Cię o Jej
chorobie, ale nigdy mi na to nie
pozwoliła. Nie chciała Twojej litości. Głupie, ale wiesz, jaka była. Dumna i
uparta. Do końca się nie zmieniła. A ja nie mogłem złamać danego Jej słowa. Przyrzekłem
Jej, że dotrzymam tej tajemnicy. Naszej ostatniej, wspólnej tajemnicy... Byłem
jedyną osobą, którą miała. Nawet rodzice nie wiedzieli o Jej pogarszającym się stanie
zdrowia. Nie chciała ich widzieć. Nigdy im nie wybaczyła tego, co się stało w
momencie naszego wejścia w dorosłe życie, tego jak próbowali ustawić nam życie
i jak ich przy nas nie było, gdy ich najbardziej potrzebowaliśmy. Nie mogłem
więc pozwolić, aby umarła samotnie. A gdybym Ci powiedział, zapewne zacięłaby
się i nie pozwoliłaby mi się do siebie zbliżać. Zrozum więc, że musiałem tak
zrobić. Dla wspólnego dobra całej naszej trójki... A przede wszystkim dla Niej.
Mojej ukochanej starszej siostrzyczki.
Teraz
jednak, gdy już Jej tu nie ma, nie obowiązuje mnie to, co Jej obiecałem, a
przynajmniej już nie tak dokładnie, słowo w słowo, dlatego wysyłam Ci tę
paczkę. Bo czuję, że tak trzeba, że musisz o wszystkim wiedzieć. I tak, nie
masz zwidów, dobrze czytasz i to Ci się nie śni. Honorata nie żyje. Miała
białaczkę. Wykryto ją u Niej zdecydowanie za późno. Rozprzestrzeniała się w Jej
ciele w zatrważająco szybkim tempie. Nie można było zastopować przerzutów. Nie
można było nic zrobić, aby ten pieprzony rak Jej nie zżerał od środka. Można
było tylko wydłużać Jej życie, licząc na cud. Tylko uśmierzać Jej ból. I patrzeć
jak z dnia na dzień znika coraz bardziej, będąc totalnie bezsilnym.
Honda
walczyła dzielnie, bo miała w życiu jeden cel – chciała wrócić do Poznania i
się z Tobą spotkać. Chciała Ci wszystko wyjaśnić jako zdrowa osoba, oko w oko.
Dopiero pod koniec, tak gdzieś w połowie marca, uznając, że już nic z tego nie
będzie, przeczuwając swoją coraz bliższą śmierć, zaczęła do Ciebie pisać.
Spieszyła się, by zdążyć Ci wszystko wyjaśnić. Ostatni list pisała przez tydzień,
bowiem nie miała już sił na utrzymanie długopisu. Mimo to dzielnie sklecała
kolejne zdania do Ciebie, nie chcąc abym pisał za Nią. Nie mogła zostawić
jakichkolwiek niedomówień. Zapewne zastanawia Cię, dlaczego nigdy nie wysłała
tych listów, skoro wkładała w nie tyle wysiłku. Nie wiem, może ona Ci to w
którymś z nich wyjaśniła? Nie czytałem, cudzej korespondencji (a już zwłaszcza
tak osobistej jak Wasza) się nie czyta. Miała znaczki, znała Twój adres, co
pokazuje każda zaadresowana i przygotowana do wrzucenia do skrzynki na listy koperta,
a mimo to tego nie zrobiła. Nigdy nie kazała mi pójść na pocztę i wrzucić
którąś z przesyłek dla Ciebie do skrzynki (dla niej samej taka wycieczka poza
szpitalne mury była ponad siły; czasem nawet do łazienki trudno jej było
dotrzeć, choć miała ją na wyciągnięcie ręki). Wiesz jednak, jaka była. Jedna,
wielka sprzeczność. Chyba sama nie wiedziała do końca, dla kogo to wszystko pisze
– dla siebie, czy dla Ciebie. Ale przynajmniej umniejszało to Jej ból, pomagało
Jej w jakimś stopniu. I za to chcę Ci podziękować. Bo dzięki Tobie walczyła,
miała cel i się nie poddała. Nigdy. Dokładnie tak, jak mówi dewiza Kolejorza:
Nigdy się nie poddawaj. Ona się do niej stosowała. Do końca.
Byłem
z nią do Jej ostatniego oddechu, a nawet i dłużej. Myślę więc, że chciałaby,
abyś wiedział, że Jej już tu nie ma. Nie wiem, kiedy otrzymasz tę paczkę.
Próbowałem się do Ciebie dodzwonić, ale odpowiadała mi głucha cisza, dlatego informuję
Cię o tym w taki sposób – pisząc, choć nie umiem tego robić. Nie jestem humanistą
jak Honorata. To ona, z naszej dwójki, zawsze była w tym lepsza. We wszystkim
była lepsza, no, może poza wuefem. Nigdy nie miała talentu sportowego, mimo że
kibic z Niej był doskonały, sam wiesz.
Ale
Jej już nie ma, nie umiem się przyzwyczaić do tej myśli, do tego faktu, z
którym tak ciężko się jest pogodzić... Zmarła ostatniego kwietnia, nie
doczekawszy nawet swoich 22. urodzin. Jej pogrzeb odbędzie się 5 maja o 12:00
na Junikowie. Tak sobie zażyczyła, chciała spocząć w ojczyźnie. W jej rodzinnym
domu. Tam, gdzie zostawiła swoje serce. W Poznaniu. I chciała mieć na sobie
Twoją koszulkę. Tak, tę pamiętną, z numerem 17 na plecach, którą zawsze nosiła
z dumą, mimo że wielokrotnie przez to nasłuchała się, jaki to ten Drewniak jest
zbędny w Lechu. To chyba pokazuje, że nigdy nie przestała Cię kochać... Jeśli
masz ochotę, to przyjdź. Zawsze jesteś mile widziany nie tylko przy Jej grobie,
ale także u mnie, w Londynie. Zawsze możesz mnie odwiedzić, zadzwonić do mnie,
napisać. Pamiętaj – nigdy nic do Ciebie nie miałem. Nawet Cię lubiłem, a przede
wszystkim kibicowałem Wam z całego serca. Szkoda, że Wam nie wyszło... Bardzo
tego żałuję. Ale wiedz, że nawet Jej śmierć niczego nie zmieniła. Dla mnie
zawsze pozostaniesz moim przyszłym szwagrem.
Pamiętaj,
że masz we mnie przyjaciela,
Mariusz.
Dołączam
Jej listy i tomiki Jej wierszy, które napisała w ciągu ostatnich miesięcy,
podczas trwania Jej walki o powrót do zdrowia. Myślę, że robiła to z myślą o
Tobie. Że powinieneś o tym wiedzieć i to przeczytać.
***
Szymon wypadł z mieszkania jak z
procy, gdy tylko dotarło do niego, że jej pogrzeb jest dzisiaj. I że zaczął się
godzinę temu. Po drodze złamał chyba wszystkie możliwe zakazy, ale dotarł na
miejsce. Była 13:30, a on ze słonecznikiem w dłoni przez ponad godzinę
niestrudzenie poszukiwał jej grobu pośród tylu hektarów, na których znajduje
się junikowski cmentarz. Aż w końcu znalazł. Stanął nad jej grobem, nie mogąc
uwierzyć, że to się dzieje naprawdę, że to nie jest jakiś koszmarny sen, z
którego się nie obudzi. Kiedy już w końcu odzyskał głos, głaszcząc jej grób, powiedział
czule:
- Zrobię wszystko, aby wydać Twoje
wiersze. Świat musi dowiedzieć się o Tobie i Twoim talencie. O skarbie, którego
miałem i o który odpowiednio nie zawalczyłem. Odpiszę Ci też na każdy twój
list. Nigdy Cię nie zapomnę, kochanie.
A potem położył tak ukochany przez
nią słonecznik na jej grobie i rozpłakał się jak dziecko. Nie wierzył w to, że
jej już nie ma. Że nigdy jej już nie zobaczy. Nie przytuli, nie pocałuje, nie
poczuje jej ciepła przy swoim boku. Wiedział jednak jedno – nigdy nikogo nie
pokocha tak mocno jak Honoratę. Słodką, nieśmiałą, ukochaną Honoratę. Jego
Honoratę.
***
Jak postanowił, tak też zrobił. Jej
tomiki wydał. Na jej listy odpisał.
I nigdy o niej nie zapomniał.
I nigdy o niej nie zapomniał.
No teraz to przegielas. Jak moglas ja usmiercic?
OdpowiedzUsuńA nawet jesli to powinni sobie wszystko wyjasnic.
Ehhh... Ale dziekuje za to opowiadanie. Bylo z deka inne ale tak samo jak pozostale bylo wspaniale.
Nawet nie wiesz, ile to opowiadanie wywoływało u mnie skrajnych emocji. Liczyłam po cichu, że Honorata jednak wyzdrowieje, ale cóż... Zaskoczeniem było to, do kogo skierowane były te listy ;) Czekam na kolejne, równie ciekawe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńA więc jednak. Stało się najgorsze. Po zapoznaniu się z treścią poprzedniego listu musiałam doczytać to opowiadanie do końca, bo gdzieś w środku mnie tliła się do końca nadzieja na cudowne ozdrowienie, wspaniały zwrot akcji, który sprawi, że... No, ale... Jak w życiu. Naprawdę.
OdpowiedzUsuńPodziwiam hart ducha Mariusza. Mierzyć się z powolnym konaniem własnej siostry dbając jednocześnie o własną karierę i o pamięć o tejże siostrze... Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, co on musiał przeżywać. Dość, że jego odwaga i wiara w słuszność własnego czynu zdecydowanie najwięcej mówią o tym, jakim Mariusz jest człowiekiem. A co do Szymona.. Spaścił na całej linii. Pomimo charakteru oraz oporu Honoraty nadal jestem zdania, że facet powinien wykazać się większą ambicją i mobilizacją w chwili, gdy H. dowiedziała się o jego związku z tą tam. W sumie nie ja tutaj jestem od wybaczania mu, lecz jakoś ciężko mi na duszy, że przez własną ślepotę zmarnował swoją wielką miłość. Zła jestem także trochę na Honoratę. Ale co mogę więcej zrobić?
Brutalne zakończenie. Brutalne jak samo życie. Ot.
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D