Londyn, 17 marca 2015.
Mój drogi,
nasze ponowne spotkanie było kwestią kompletnego
przypadku, które zaskoczyło Nas oboje równie mocno. Pamiętam, że później
wielokrotnie, przekonani o słuszności swoich słów, mawialiśmy, iż to na pewno
los tak chciał, a nasza znajomość była kwestią przeznaczenia. Teraz nie wiem,
czy bym się z tym stwierdzeniem zgodziła, czy może prędzej uznałabym ją za
gadkę dwójki zakochanych w sobie romantyków, wierzących w te wszystkie brednie,
które sprzedaje się odbiorcom w historiach miłosnych… Ale jak dobrze wiemy,
upływ czasu zmienia drastycznie pewne rzeczy.
Jakby tego jednak nie nazwać, na nasze ponowne
spotkanie musieliśmy „czekać” aż półtora
miesiąca. Szczerze mówiąc nigdy by mi do głowy nie przyszło, że zobaczę Cię
wcześniej niż 25 lipca, kiedy to mogłeś (oczywiście, o ile trener wystawiłby
Cię w pierwszej jedenastce) wystąpić w meczu rewanżowym przeciwko Honce Espoo,
a ja znowu oglądałabym Cię z trybun przy Bułgarskiej. W sumie nigdy nie
sądziłam, że kiedykolwiek spotkam Cię w innej sytuacji, niż takiej – ja na
trybunach, Ty na boisku. Stało się jednak zupełnie inaczej, czego w ogóle nie
brałam pod uwagę. A wszystko zaczęło się tamtego dnia – w sobotę po Waszym
powrocie z Finlandii, a przed wyjazdem do Chorzowa na pierwszy mecz w nowym
sezonie Ekstraklasy. Poszłam z Romą do klubowego sklepu na stadionie, a Wy
dokładnie w tym samym czasie mieliście trening. Wtedy nie wiedziałam jeszcze, o
której je miewacie, to był czysty zbieg okoliczności. Poszłam tam tylko
dlatego, że Roma uparła się, iż muszę jej doradzić w wyborze niebieskiej
koszulki na czwartkowy rewanż Ligi Europy. Miałyśmy już wtedy kupione bilety na
ten mecz do Kotła, ale wyjątkowo wybierałyśmy się na piętro – pierwszy raz od
dawna. Roma stwierdziła więc, że to jest dobry pretekst, aby sprawić sobie nową
niebieską koszulkę, bo wszystkie ma zniszczone, a do tego w jej szafie
królowała biel (zazwyczaj bowiem chodziłyśmy na dół, wtedy jednak Roma była
świeżo po zerwaniu z Mateuszem i nie chciała na niego wpaść, a że on na górę
nie chadzał, więc… sam rozumiesz, musiałyśmy zmienić naszą lokalizację).
Ale znowu zbaczam z tematu na niepotrzebne dygresje.
Znasz mnie i mimo wielu zmian, które zaszły w moim życiu od naszego ostatniego
spotkania, to akurat się nie zmieniło... Na czym to ja skończyłam? Ach, tak!
Los (a może pech?) chciał, że wychodziłyśmy z klubowego sklepu dokładnie w tym
samym momencie, w którym Wy skończyliście swój poranny trening. Roma aż pisnęła
na widok przechodzących tuż obok niej piłkarzy, co chwila szturchając mnie w
bok i gorączkowo dzieląc się ze mną swoimi spostrzeżeniami, że Lechici są teraz
tacy „namacalni” (a ja najchętniej przez jej zachowanie zapadłabym się wtedy
pod ziemię). Nie dopuszczała mnie do głosu, a w pewnym momencie tak po prostu o
mnie zapomniała i pobiegła do Teodorczyka, który akurat wyszedł z boiska, aby
mu pogratulować czwartkowej bramki z Honką i powiedzieć, że ma nadzieję, iż się
wreszcie w Lechu przełamał. Jak na ironię, właśnie o tym rozmawiałyśmy jadąc
tego dnia autobusem na stadion…
Zostałam więc sama i kompletnie nie wiedziałam, co mam
ze sobą zrobić. Czy mam za nią pójść? Czy może jednak przycupnąć gdzieś tutaj i
poczekać, aż się wyszaleje i wróci, przypominając sobie o mnie? A może zostawić
ją, tak jak ona mnie zostawiła, i jechać do domu? Stałam więc tam jak taka
idiotka i przyglądałam się zaistniałej sytuacji, próbując podjąć jakąś decyzję.
Właśnie tuż obok mnie przeszedł Kotor, uśmiechając się szeroko w moim kierunku.
Odwzajemniłam jego uśmiech. Uwielbiałam go, jednak zabrakło mi odwagi, aby do
niego podejść i po prostu zagaić, choćby nawet o jakąś błahostkę. Mogłam
jedynie zdobyć się na odwzajemnienie tego sympatycznego gestu z jego strony.
Wiedziałam, że ta wrodzona nieśmiałość kiedyś wpędzi mnie w kłopoty…
Wtem przy swoim lewym uchu usłyszałam pytanie: Cześć,
pamiętasz mnie?, które przeszkodziło mi w karceniu w myślach samej siebie.
Spojrzałam w bok lekko oszołomiona i zobaczyłam Ciebie z niepewnym uśmiechem na
ustach, ale mimo to z wyczuwalną pewnością siebie. Kompletna sprzeczność, wiem,
że możesz się teraz z tego stwierdzenia śmiać, ale tak właśnie było! Byłam tak
zaskoczona, że nie wiedziałam, co powinnam zrobić w tym momencie. Do tej pory
zachodzę w głowę, jak udało mi się sklecić jakiekolwiek zdanie, bowiem nigdy
nie byłam osobą, która łatwo nawiązywała nowe znajomości. To chyba ja powinnam
cię o to zapytać – odpowiedziałam Ci słabym głosikiem, który na moje szczęście
nie zamienił się w pisk. Byłam naprawdę zdziwiona, że mnie zapamiętałeś,
zwłaszcza że w tamtej chwili byłam ubrana kompletnie inaczej niż w wydaniu
meczowym. Byłam sobą – nieśmiałą romantyczką w długiej, zwiewnej, zielonej,
letniej spódnicy, płaskich sandałach, białym podkoszulku z guzikami i małym
kapeluszu na głowie, który – przynajmniej ja tak uważałam – idealnie pasował do
moich długich włosów i do prostej grzywki na czole. Trudno jest cię zapomnieć –
odpowiedziałeś z uśmiechem, wyrywając mnie z zamyślenia i wprawiając w jeszcze
większe zakłopotanie. Naprawdę nie miałam pojęcia, jak mam się teraz zachować,
jednak uratowała mnie Roma, która podeszła do nas i przekazała Ci, jak gdyby
nigdy nic, bez żadnego skrępowania, jakby się z Tobą znała od dawna, że jeśli
za chwilę nie wrócisz, to będziesz musiał tłuc się do domu autobusem, bo Teo
nie ma zamiaru wiecznie za Tobą czekać. Pokiwałeś głową, przyswajając sobie
wiadomość zasłyszaną od niej, jednak wciąż uparcie wpatrując się we mnie, co
mnie niesamowicie krępowało. Zobaczymy się jeszcze? – spytałeś z wyraźnym
wyczekiwaniem w głosie. Wzruszyłam ramionami. Ja na pewno, w końcu z trybun
widać Cię dość dobrze – odpowiedziałam szybko, a moja odpowiedź wywołała
uśmiech na Twojej twarzy. Miałem na myśli trochę inne okoliczności – rzuciłeś,
jakby od niechcenia, ale czułam, że to jest tylko taka poza. Najgorsze było to,
że znów nie miałam pojęcia, co mam Ci odpowiedzieć, a Ty chyba też w tamtym
momencie nie bardzo wiedziałeś, co powinieneś zrobić. Pamiętam, że później, gdy
wspominaliśmy tamten dzień, opowiadałeś mi, że to ja Cię wtedy tak bardzo
peszyłam, choć mi się taka kolej rzeczy nie mieściła w głowie. Bardziej
podejrzewałabym o to Romę, a nie siebie…
I to właśnie moja przyjaciółka, która od zawsze była
kompletną przeciwnością mojej osoby – otwarta na nowe znajomości i wyzwania,
szalona, mająca mnóstwo pomysłów na minutę, gadatliwa, towarzyska i
bezpośrednia, widząc, co się dzieje, wręczyła mi w dłoń marker (do tej pory nie
wiem, skąd ona go wtedy wzięła?) i wręcz rozkazała mi napisać Ci na ręce swój
numer telefonu. Nie wiem, co mnie skłoniło do tego, aby jej w tamtej chwili
ulec i zrobić coś, czego bym się nigdy po sobie nie spodziewała, ale kiedy
wystawiłeś swoją rękę i uśmiechnąłeś się do mnie zachęcająco, szybko napisałam
ciąg dziewięciu cyfr tak dobrze wyrytych w mojej pamięci, dzięki którym mogłeś
się ze mną skontaktować. To chyba ten jej ton głosu tak mnie zbałamucił… albo
Twój uśmiech i wyczekujące spojrzenie? Do dzisiaj nie potrafię odpowiedzieć
sobie na to pytanie.
Ty tymczasem podziękowałeś mi za numer, pytając się
jeszcze o moje imię. Kiedy już je poznałeś, przeprosiłeś z nieśmiałym uśmiechem
na ustach, że musisz nas zostawić, bo Teo (nazwałeś go wtedy głupkiem,
pamiętam to doskonale:)) jest w stanie właśnie w tej chwili zostawić Cię tutaj
samego na pastwę losu. Przed odejściem, spoglądając mi w oczy, obiecałeś jeszcze,
że odezwiesz się do mnie zaraz po Waszym powrocie z Chorzowa i… i tak po prostu
zniknąłeś. Byłam kompletnie skołowana tym, co się właśnie wydarzyło i nie
potrafiłam w żaden sposób na te zdarzenie zareagować. Nie wiedziałam, co
powinnam zrobić, a do tego czekało mnie jeszcze o wiele większe wyzwanie, niż
spokojne poukładanie sobie całej tej sytuacji w głowie. Podróż powrotna z Romą,
która pewnie od razu zacznie snuć przeróżne scenariusze, jak rozwinie się dalej
nasza znajomość, była chyba bardziej przerażająca od świadomości tego, co
właśnie zrobiłam. Bo Roma od zawsze słynęła z dość bujnej wyobraźni, która
momentami mnie przerażała. Bałam się więc, co tym razem wymyśli i z czym będę
musiała się zmierzyć…
I nie myliłam się ani o odrobinę. W jej wizjach jednak
zawsze było dobre zakończenie, a w codziennym życiu… w tym jest zupełnie
inaczej. O czym my się doskonale przekonaliśmy kilka miesięcy później…
Nigdy jednak nie żałowałam, że wtedy dałam Ci swój
numer – nawet teraz, kiedy wiem, jak nasza historia się zakończy. Myślę, że
teraz zrobiłabym to samo, mimo wszystkiego, co się później między nami
wydarzyło… Cieszę się, że Cię poznałam i pozwoliłam wejść do mojego życia. Mam
nadzieję, że Ty też nigdy nie żałowałeś, że do mnie wtedy podszedłeś, że się odezwałeś…
Mam nadzieję, że nasze wspólne miesiące wspominasz równie dobrze jak ja, mimo
że Nas już nie ma. Bo to właśnie one mnie zmieniły, myślę, że na lepsze. W
momencie naszego pierwszego spotkania byłam nieśmiałym człowiekiem, nie
znającym swojej wartości. Wiesz, że sądziłam, że o mnie zapomnisz, tak
najzwyczajniej w świecie i że się do mnie nie odezwiesz, mimo iż obiecałeś?
Myślałam, że uznasz to za głupotę, a mnie za niewartą zachodu dziewczynę,
dlatego nie robiłam sobie na nic nadziei (w odróżnieniu od Romy, ale poznałeś
ją, więc wiesz, jaka ona jest). Teraz, dzięki Tobie, jestem zupełnie inną osobą
– z pewnością o wiele bardziej odważną i pewną siebie. I pomyśleć, że ten jeden
moment zmienił całe moje życie… że będzie on się za mną ciągnął aż do teraz…
do…
Ale o tym może napiszę Ci innym razem.
Twoja Honorata
O! MÓJ! BOŻE!
OdpowiedzUsuńGENIALNE!
W sumie mam już swoje typy, co do głównego bohatera, ale na razie nic nie będę mówić. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ja się teraz cieszę, że latem zamiast zagrabiać podwórko, to czytałam pokryjomu JMT podjadając winogrona. Że wtedy poznałam Twoją twórczość, dzięki której teraz jestem na tym blogu i czytam te opowiadanie, które, bez wahania mogę to powirdzieć, będzie rewelacyjne. Tylko obiecaj mi, że dokończysz tą historię. I może teraz wyjdę na wariatkę albo coś, bo po zaledwie 2rozdzialach mówię, że jest to moje ulubione opowiadanie wychodzące spod Twojej ręki.
Mojego zachwytu nie da opisać się słowami, więc powiem tylko, że Honorata i ten Ktoś mnie urzekli, i że zostaję tu do końca.
Życzę powodzenia w pisaniu. :]
Pozdrawiam, Bunia. :*
Ale się rozpisałam. :O
Usuń:>
Zostaję - wiesz o tym doskonale :D
OdpowiedzUsuńCo do Niego to niestety nie mam pojęcia. Muszę przyznać, że ostatnio zaniedbałam trochę Lecha i nie mam pojęcia co tam sie dzieje (wybacz!) Po drugie jestem i zawsze byłam pod wrażeniem gdy ktoś pisał jakieś ff w formie listów do kogoś. Ja staram sie coś takiego napisać ale nijak mi to wychodzi.
Wracając - szykuje sie bal. I to taki naprawdę duży. Tylko nie chcę dojść do momentu w którym oni sie rozejdą bez happy endu. Bo Honoratę już polubiłam. Za bycie introwertyczką - po części jak ja. I dopinguje jej z całego serca
PS. Moja sesja? jeszcze trwa została mikrobiologia, fizyka i geodezja. Ale do tych dwu ostatnich mam mieszane uczucia :)
Buźka :*
Właśnie będę nadrabiać xD
UsuńCo do fizyki mam z Siejakiem. Taki młody typ, który na zmianę z Grottelową nas gnębi
Geodezja? No to mam jeden semestr i jest z Grajewskim. Też nieźle w łeb kopnięty. Cóż zrobić -.-
PS. na wciaz.blogspot.com pojawił sie pierwszy rozdział :D
Zapraszam serdecznie na corka-trenera.blogspot.com na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKilka refleksji mi się nasunęło podczas analizowania tego rozdziału. Pozwolę sobie zawrzeć je poniżej xD
OdpowiedzUsuń1) Jak to jest, że jedno, pozornie zwykłe i niczym niewyróżniające się, spotkanie potrafi zaważyć na całym życiu człowieka? Serio pytam. Honorata i tajemniczy X ledwo się poznali, a już można wyczuć między nimi chemię, określony rodzaj metafizycznego połączenia, który następnie przeprowadził ich przez różne, przyjemniejsze bądź nie, koleje losu aż do nieznanych nam jeszcze wydarzeń, zdolnych do rozwalenia całej relacji w perzynę... A w każdym razie do zniszczenia jej znacznej części. Ale jaka siła tego uczucia (albo jego bardzo intensywne wspomnienie) musi po dziś dzień tkwić w Honoracie, skoro dziewczyna zdecydowała się na stworzenie epistołów do byłego ukochanego? Może nasza bohaterka ma nadzieję na powrót X do swego życia? Może zapragnęła raz a dobrze zmierzyć się z duchami przeszłości? Może jest w takim momencie swej egzystencji, że jedynie rozliczenie się z popełnionych błędów da jej wystarczającą moc do parcia dalej? Kto wie? Wracając do wyjściowego pytania, odpowiem sobie na nie sama ( ;D) i pewnie dość znanym banałem, ale czuję, że bez niego klamra punktu pierwszego byłaby niepełna: nikt nie wie, jakimi ścieżkami podąża los, ani co szykuje dla nas za rogiem. Natomiast fakt, że Honorka już przeżyła określone wydarzenia i teraz referuje je nam z perspektywy czasu sprawia, iż jestem jeszcze bardziej niż na początku ciekawa tego, co popchnęło ją do wyjazdu, do odejścia, do zrobienia sobie samej seansu psychoanalitycznego...
2) Zastanawiające, że nawet porażki bywają niekiedy przydatne. Zamiast niszczyć naszą miłość własną jeszcze ją umacniają. Ot.
3) Happy end nie zawsze ma rację bytu... aczkolwiek wierzę, że X i H jeszcze się spotkają. Rili :)
4) Rola ludzi postronnych w naszym życiu - gdyby nie zaaferowanie Romy Teodorczykiem Honorata pewnie nie wykrzesałaby z siebie tyle odwagi, by podejść do X i zadzierzgnąć z nim kontakt. Wyciągając wniosek można szumnie stwierdzić, że gdyby nie niepokorna przyjaciółka naszej pierwszoplanowanej postaci kobiecej jej protagonistyczny luby nie zajaśniałby na niebie fabularnym niczym supernowa xD
Mogłabym jeszcze przez jakiś czas snuć podobne dyrdymały w stylu pana Coelho, ale się powstrzymam... na jakiś czas :D To znaczy do momentu zamieszczenia przez Ciebie nowego rozdziału. Mam nadzieję, że Cię nie zanudziłam swoimi napuszonymi wymysłami i rozkminami :)
Czekam niecierpliwie na nowość!
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D